Mam do was pytanie. Co sądzicie o blogu? Może powinnam coś zmienić?
bez dłuższego przeciągania, zapraszam :)
***
Aang nie wiedział co
zrobić, ale po kilku chwilach zastanowienia się, postanowił, że… powróci do Katary,
Sokki, Toph. Kochają go i na pewno się o niego martwią. Nie chciał ich
zostawiać.. ale także nie chciał opuścić Gyats’a, który jest dla niego jak
ojciec. Podszedł do swojego mistrza, ukłonił się nisko i przytulił się do
mnicha. Z jego wielkich, zawsze
radosnych oczu, lały się teraz delikatne łzy, widać było w nich smutek. Ruszył
w stronę portalu. Popatrzył ostatni raz na Gyats’a i zniknął w magicznej
otchłani, która łączyła Świat Duchów i świat materialny.
Aang odczuł dziwne
mrowienie w rękach. Otworzył oczy i spostrzegł się, że znajduje się w pokoju,
który był udekorowany muszlami na wszystkich ścianach. Za oknem rozciągał się
przepiękny morski krajobraz. Promienie słońca świeciły na jego twarz. Nie
wiedział gdzie jest. Był zaniepokojony, ale czuł coś znajomego. Podniósł się,
poczuł przeszywający go ból od głowy, aż po czubki pięt. Upadł na łóżko i nie
starał się wstać ponownie. Dotknął swojego brzucha. Był zabandażowany… Aang czuł,
że jest bardzo słaby, ale dobrze pamiętał co się stało. Nigdy nie zapomni tych momentów, rozmowy z
Gyats’em, gdy przebywał w Świecie Duchów, ale przez ile tam był… skąd się tu
wziął. Gdzie Katara, Sokka, Appa? Był bezsilny. Starał się walczyć z bólem.
Usłyszał delikatny tupot, który zbliżał się do pokoju, w którym przebywał. Miał
resztki sił i mógł się bronić. Do pokoju weszła dziewczyna, która widząc, że
Aang się obudził od razu rzuciła mu się na szyję.
- Aang, nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam,
kochanie.- znał ten głos. Tak.. to była Katara! Objął ją jedną ręką i nie mógł
opanować emocji. Jego ukochana wpatrywała się w jego szarawe oczy. Mnich otarł
delikatne łzy, które leciały z jej pięknych, niebieskich oczu. Przysunął ją do
siebie i pocałował czule w czoło. Nie musieli nic mówić. Ważne, że byli razem,
zdrowi i cali.
- Gdzie jesteśmy i jak się tu dostałem?- Aang wciąż nie mógł
uwierzyć, że go znaleźli.
- Po dwóch tygodniach twojej nieobecności, bardzo się
zaczęłam martwić. Razem z Zuko pojechaliśmy cię szukać. Nie było to trudne.
Pożyczyliśmy Schirschu od June. Gdy cię znaleźliśmy… byłeś nieprzytomny i
ranny. Appa na szczęście przy tobie został.- dziewczyna opowiadała to z
radością i smutkiem na twarzy. Zawołała resztę grupy. Wszyscy przyjaciele byli
bardzo szczęśliwi. Katara przykryła Aanga kołdrą i przyniosła mu śniadanie.
- Kochanie, nie musisz się o mnie martwić. Nic mi nie jest.
Dam radę wstać.- mnich uśmiechnął się do ukochanej i próbował wstać, pomimo
wielkiego bólu. Dziewczyna pomogła mu wejść na taras. Już wiedział, gdzie są..
Na Żarzącej Wyspie. Minęły około trzy długie lata, od ostatniego pobytu tutaj.
Tamten czas nie był za bardzo radosny, przecież Aang wtedy przygotowywał się do
walki z Ozai’em. Nie chciał tego wspominać. Trzy długie lata…
- To co teraz robimy?
- Musimy zaczekać, aż twoja rana się zagoi. Wtedy będziemy
musieli lecieć na Biegun Południowy. Wojna zacznie się za dwa tygodnie. –
oświadczył Sokka. Aang złapał się za głowę.. Jeszcze nie dawno mieli dużo
czasu, a teraz… muszą się spieszyć, jeśli chcą zapobiec tej wojnie. Przez myśli
mnicha przesżły wszystkie te wydarzenia, które działy się przed jego pobytem w
Świecie Duchów. Dowiedział się przecież, że jego rodzice zginęli, te wszystkie
wiadomości przez lata ukrywał przed nim mnich Gyatso.
Aang siedział na
tarasie i obserwował Momo i Appę, którzy kłócili się o jedzenie. Katara usiadła
obok niego i mocno wtuliła się w jego ramię. Mnich objął dziewczynę w pasie i
razem spoglądali sobie w oczy. Przybliżyli się do siebie i delikatnie ich usta
złączyły się w pocałunku. Trwali tak kilka chwil. Nie chcieli już siebie
opuszczać. Chcieli być razem.
- Gdy ciebie nie było, ciągle czułam twój oddech, twój
dotyk, twój głos. Gdy otwierałam oczy, wszystko to znikało. Nie mogłam bez
ciebie wytrzymać. Obiecuj mi, że twoje ‘Avatarskie’ sprawy nie będą ci
ograniczały wolności i spotkań z rodziną.- Katara wtuliła się w szatę mnicha,
uważając na ranę w brzuchu.
- Obiecuję…
Aww *-* Kocham twoje opowiadania (:
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział i ten moment:
"Gdy ciebie nie było, ciągle czułam twój oddech, twój dotyk, twój głos. Gdy otwierałam oczy, wszystko to znikało. Nie mogłam bez ciebie wytrzymać. Obiecuj mi, że twoje ‘Avatarskie’ sprawy nie będą ci ograniczały wolności i spotkań z rodziną." <3
Ryczę, ryczę ToT
Talent.... :)
Czekam na następny rozdział :)
Pozdrawiam :*
Jeju dziękuję ♥
Usuńpowtarzam to po raz setny, twoje opowiadania są o wiele lepsze od moich, po prostu je kocham ~(*o*)~
równiez pozdrawiam ♥
Świetny rozdział T_T I ta końcówka <3 Co do bloga to nic nie zmieniaj jest supcio :D
OdpowiedzUsuńBosz jakie to piękne
OdpowiedzUsuń"Gdy ciebie nie było, ciągle czułam twój oddech, twój dotyk, twój głos. Gdy otwierałam oczy, wszystko to znikało. Nie mogłam bez ciebie wytrzymać. Obiecuj mi, że twoje ‘Avatarskie’ sprawy nie będą ci ograniczały wolności i spotkań z rodziną." <3 <3 <3
Rozpłakałam się :D
Jak zwykle wspaniały <3
OdpowiedzUsuń